:: hiperteksty ::
 
:: aktualnosci ::
 
:: warsztaty ::
 
:: elektro  blog ::
 
:: gutenberg pub ::
 
:: skrzynka ::
 
 
 
 
 
 
m a g a z y n -  r o z m o w y,  w y wi a d y
       
 

Dyskretny urok
hipertekstualizmu

Rozmawiają Mariusz Pisarski i Andrzej R. Mochola

H I P E R Ł Ą C Z E     I    L E K S J A
   02

Mariusz Pisarski: Z perspektywy (teorii) literatury fenomen jednostki elektronicznego tekstu, jej funkcjonowania w hiperpołączonej przestrzeni jest równie ważny jak samo hiperłącze, które - jak mówią ostatnio badacze dokonując pewnego rachunku sumienia - zostało nieco przecenione (na poziomie praktycznym), czego efektem ubocznym - zjawisko nazywane tyranią linku. Czym w takim razie jest leksja w szerokiej perspektywie hipertekstualizmu, czy obserwujemy ją gdzieś poza polem pisma komputera?

Andrzej R. Mochola: Wychodząc od znanej nam definicji, mówiącej, że leksja to względnie spójna i niepodzielna jednostka tekstu, niczego właściwie dodawać nie musimy. Kultura jest zbiorem tekstów. Jest zarazem jednym i wieloma tekstami. Analogicznie jest ona zbiorem leksji, względnie spójnych i niepodzielnych lub też podzielnych w tym sensie, w jakim metaleksja, czyli po prostu tekst może być zbiorem leksji właściwych (w sensie systematyki). Tu wszystko zależy od metodologicznego podejścia, jakie będziemy reprezentowali.
Leksją będzie zatem każdy fakt, każdy element, który możemy zaliczyć jako element kultury. Może być nią w gruncie rzeczy wszystko, z zastrzeżeniem, iż musi się to coś mieścić w tak rozumianym systemie. Podobnie ma się rzecz w systemie, który nazwaliśmy umownie nowym językiem opisu.

Przychodzi mi natomiast na myśl już od dłuższego czasu praktyka kompozytorska. Mówię tu partyturze orkiestrowej, a dokładnie o jej pisaniu i czytaniu. Proszę zwrócić uwagę, iż mamy tu do czynienia z uporządkowywaniem pojedynczych linii melodycznych, które są ogromnie zróżnicowane, przewidziane są dla różnych instrumentów, czyli same dla siebie tworzą pewien tekst, i które składają się na metatekst symfonii, równoczesnego współbrzmienia. Mówię tu o tworzeniu, nie wykonaniu. Tu nawet nie tyle istotne jest rzeczywiste pisanie i czytanie, ile myślenie. Nie jestem pewien, czy nie mamy właśnie w tym przypadku do czynienia z myśleniem hipertekstualnym. Myślę, że jest to sygnał wart naszej uwagi.


Mariusz Pisarski: Uważni czytelnicy Rolanda Barthesa mogą mieć nam tutaj za złe, że - jak to często bywa - przywłaszczamy sobie jakiś termin, by osadzić go w innym kontekście, a samych siebie, być może, w tradycji, z której ten termin pochodzi. Leksja, według Rolanda Barthesa, to jednostka lektury, złożona ze słów, zdań lub paragrafów porcja znaczenia. Po przeczytaniu jakiegoś fragmentu odbiorca może unieść wzrok znad książki i pozwolić by ów fragmentowi tekstu rozproszył się, rozgwieździł, połączył z innymi intertekstami (nie tylko literackimi). W utworze elektronicznym mamy do czynienia z "udosłownieniem" tego gestu, a nawet z jego wymuszeniem, za sprawą hiperłącza. Ów moment rozgwieżdżenia się tekstu następuje tuż po obraniu przez czytelnika (dzięki aktywacji linku) określonego kierunku lektury, następuje pomiędzy jedną a drugą leksją. W hipertekscie leksja jest raczej jednostką samego tekstu, pochodzi od instancji nadawczej, i może się nie pokrywać z jednostkami lektury, choć im bardziej to czyni, tym lepiej. W przestrzeni elektronicznej, oprócz procesu literalizacji tych aspektów opowiadania-czytania, które w tekście drukowanym należały do domeny czysto wirtualnej, tekst, a wraz z nim leksja w pojęciu Barthesa, przechodzi proces, który można nazwać wtórną strukturyzacją. Dochodzi do niej z powodów czysto praktycznych (nośnikiem tekstu nie jest już jednorodny ciąg zadrukowanych kartek, a zmienne sekwencje ekranów tekstu).

Leksja w hipertekście jest zatem arbitralnie powstałą mallarmowską "stronicą do potęgi rozgwieżdżonego nieba". W momencie powstawania utworu, leksja jest wybitnie otwartą i dynamiczną cząstką tekstu, jej granice określa kontekst i stopień łączliwości z innymi segmentami. Dopóki nie jest gotowa cała struktura, dopóki nie wykrystalizował się kontekst (ilość leksji przyległych, ilość linków do innych miejsc) dopóty leksja nie jest "zamknięta". Każdy nowy link do lub od danej leksji może zmienić jej zawartość, po to by zwiększyć z jednej strony jej autonomiczność, a z drugiej - łączliwość.

Zasygnalizowane tu problemy domagają się dłuższego namysłu, w tym miejscu dodać chcę tylko jedno: hipertekst nie jest literackim puzzle, jak chciałby Marie Laure Ryan. Jak można mówić o puzzle, w przypadku afternoon. a atory Joyce`a, kiedy niektóre leksje są tam tak wieloznaczne, tak często się powtarzają w cyklach lektury, że czytelnicy afternoon znają je na pamięć. Gdzie na płaskiej powierzchni puzzla umieścić taką leksję? A gdzie na przykład położyć taką, która pasuje tylko do jednego elementu, który czytelnik może przystawić do niej tylko wtedy, gdy wcześniej przemierzył określoną przez mechanizm powieści, unikalną sekwencję? Leksją tym bardziej nie jest, jak chcieliby niektórzy polscy prozaicy sieciowi, przeniesiona na ekran strona drukowanej książki, ze strzałką "dalej" u dołu. Dlatego warto tu przywoływać Barthesa.

Andrzej R. Mochola
: To są pytania i problemy na odrębną rozmowę. Roli Barthesa nikt z nas nie neguje w najmniejszym choćby stopniu. Wracając do początku Pana wywodu, uważny czytelnik przede wszystkim dostrzeże to właśnie, co różni leksję Barthesa od leksji hipertekstualnej.


........................................................................................................





strona główna : zastrzezenia : instrukcja obsługi :czat : kontakt




copyright © techsty.art.pl 2003